Usłyszałam jakiś czas temu, że adwokat to nie przedsiębiorca. Czyli kto?
Czy adwokat nie prowadzi biznesu? Co w takim razie prowadzi? I kim jest?
Mitycznym bytem etycznym w okowach zakazu reklamy rozumianej jako największe zło zagrażające temu zawodowi?
Jakimś bliżej nieokreślonym doradcą świata biznesu postrzeganego ostatnio coraz częściej jako synonim wszelkiej patologii?
Zaraz. Zaraz. Czy nie płacę ZUS-u do 10 każdego miesiąca? A podatku dochodowego? A VAT-u?
Czy nie zmagam się co miesiąc z fakturami, płatnościami, dłużnikami?
Czy nie myślę o tym, czy starczy mi na pensje dla pracowników i aplikantów?
Czy naprawdę nie z takimi problemami zmaga się co miesiąc każdy przedsiębiorca, czy tak znielubiany przez niektórych „biznesmen”.
Przepraszam bardzo.
Ja jestem adwokatem. I jestem biznesmenem. A nawet bizneswoman.
I nie zamierzam z tego powodu ściągać togi. Toga to mój powód do dumy. Przypomina mi lata ciężkiej pracy i nauki, a także zasad wpajanych mi przez moich rodziców i nauczycieli – nauczycieli zawodu także. Zasad, których nie tracę prowadząc biznes.
Jestem przekonana o tym, że gdy ktoś nie ma kręgosłupa moralnego, to nie nabędzie go wkładając togę. Tak samo, mając go – nie straci kręgosłupa będąc biznesmenem.
Nieporozumieniem jest wiązanie faktu posiadania zasad lub nie z prowadzeniem biznesu. Biznes, zresztą tak jak wszystko, jest dla ludzi.
Patologie niestety są wszędzie – w każdym zawodzie, każdym środowisku, to nieodzowny element naszej rzeczywistości. I duży problem przy okazji.
Największym jednak problemem z mojego punktu widzenia jest brak realnego, zdroworozsądkowego spojrzenia na trudne biznesowo czasy, w których przyszło nam żyć. I brak mówienia jednym głosem w kwestii przyszłości.
Niestety.