To będzie krzywdzący wpis.
Niestety nie zawsze musi być miło.
Krzywdzący dla wielu super miłych i kompetentnych osób pracujących w sądach (w tym miejscu serdecznie pozdrawiam cały personel czytelni Sądu Okręgowego Warszawa-Praga!;).
W tym przypadku zdecydowanie wyjątek potwierdza regułę. Współpraca z pracownikami sądów to niestety najczęściej droga przez mękę.
Czasem po prostu brak mi słów. Dla niekompetencji, ignorancji i niezrozumienia swojej roli.
Parafrazując wypowiedź Dziekana Zajączka z filmu „Chłopaki nie płaczą”- „Ależ koleżanko to niewybaczalna pobłażliwość oni (w tym przypadku petenci, w filmie studenci), gotowi będą jeszcze pomyśleć, że my tu jesteśmy dla nich”!
Płacz. Płacz i zgrzytanie zębów! :(.
Z reguły tak właśnie się czuję-nie jak adwokat-profesjonalista starający się dobrze wykonywać swoje obowiązki, ale jak namolny petent-taka mucha bzycząca nad uchem-najczęściej coś o prawie do uzyskania informacji.
Tak! Prawo do informacji w sprawach, które prowadzę po prostu mi się należy! Należy mi się rzetelna informacja nt. stanu sprawy, udzielona przez kompetentną osobę.
A jak to wygląda w rzeczywistości?
Praktycznie za każdym razem czuję się jak ten najeźdźca forsujący mury w dobie wypraw krzyżowych.
Fantastyczny „twór”-Biuro Obsługi Interesanta udziela wyłącznie informacji na podstawie wklepanych do systemu danych, kontakt z wydziałami, żeby usłyszeć, jakie było merytoryczne tło takiej, a nie innej decyzji sądu jest praktycznie niemożliwy. Kontakt z Przewodniczącym Wydziału, czy Prezesem Sądu, żeby poinformować o nieprawidłowościach w sprawie również.
Ostatnio, w BARDZO ważnej sprawie Klienta, w której, proszę wybaczyć, sąd popełniał błąd za błędem, o czym korespondencyjnie informowałam wiele razy, poinformowano mnie o tym, że chcąc się spotkać z Przewodniczący Wydziału, żeby uciąć tę bezsensowną wymianę korespondencji i wreszcie załatwić sprawę, co najwyżej mogę pisać-UWAGA-wniosek o spotkanie, który może zostanie pozytywnie rozpatrzony.
Dziś, gdy w BOI poprosiłam o połączenie z Wydziałem w celu uzyskania BARDZO ważnych dla Klienta informacji, po długich konsultacjach, przełączono mnie na nr tel., pod którym niestety nikt nie odbierał.
Jak żyć? Spytam. Ręce opadają. Z bezsilności, żalu, czasem złości.
Jak mam dobrze wykonywać moją pracę, kiedy w ogóle nie mogę liczyć na współpracę?
Czy nie prościej byłoby w końcu dojść do jedynie słusznego wniosku, że w tym przypadku izolacja i to w stosunku do pełnomocników, którzy próbują dobrze wykonywać swój zawód, to żadne rozwiązanie?! Kto powinien do niego dojść? Czy naprawdę tak pracuje się lepiej?
Mi nie.
Żal mi mojego zdrowia, żal mi Klientów, którym bardzo chcę, a czasem po prostu nie mogę pomóc. Żal mi też tych wszystkich ludzi pracujących w sądach, bo nie wiem, czy mają świadomość, czy w ogóle zdają sobie sprawę, jak wiele czasem zależy od udzielonej przez nich informacji.
Czy naprawdę nic nie można zrobić?
Czy jestem tylko głosem wołającego na pustyni?
Podobno nigdy nie jest za późno…