Postawmy sprawę jasno – nie jest.
Ale czy wszystko musi być? Czy wszystko co robimy, co jemy, czym się otaczamy musi być sexy?
No chyba raczej jest to niemożliwe. Starość to naturalna kolej rzeczy. To fakt bezdyskusyjny, bezapelacyjny i bezsporny. A zatem skoro tak jest, skoro wszyscy kiedyś umrzemy, ale najpierw się zestarzejemy, to skąd w nas taka chęć powstrzymania młodości za wszelką cenę?
Uczepiliśmy się myśli o wiecznej młodości jak rozbitek tratwy i tak dryfujemy od morza botoksowego do morza hialuronowego. Jak jeden mąż – na równi kobiety i mężczyźni-łeb w łeb.
Ostatnio siedziałam w modnej warszawskiej knajpie na „modnym” warszawskim posiłku i byłam chyba jedyną „niezrobioną” tam osobą. A wokół mnie stado wielkich ust i wyprasowanych czół. A wsród nich-ja, z moimi zmarchami pod oczami i mimicznym czołem.
I co mam robić? Walczyć z wiekiem? Poddać się? A może lekko pogodzić?
Chyba ta ostatnia opcja wydaje się najsensowniejsza.
Ktoś mi kiedyś powiedział, że będę super wyluzowaną babcią. Ale extra! (zwłaszcza dla kogoś, kto jeszcze nie został super wyluzowaną matką-zatem wszystko przede mną ;).
Ktoś mi też ostatnio powiedział, że uwielbia moje zmarszczki pod oczami.
Usłyszałam też ostatnio, że jestem stara, ale jara! (No tu przepraszam, ale się trochę na chwilę sfochowałam! ;))).
Czyli może z tą starością nie jest aż tak źle?
Pewnie-szału nie ma, ale skoro mam być super wyluzowana, to dlaczego mam nie być? ;).
Może dalej będę śmigać na rowerze, tylko trochę wolnej, śmiać się trochę bardziej skrzekliwie i śpiewać jeszcze bardziej fałszując, bo będę już głuchawa (OK-to ostatnie jest niemożliwe-już bardziej fałszować się nie da ;)))).
Z drugiej strony, jak już będę stara, to będę w takim wieku, w którym robić, ze względu na wiek właśnie, wypada już wszystko. Czy to nie jest fajne? Życie bez stresu, co ludzie powiedzą?
A zatem może nie warto robić z siebie swojej ponaciąganej karykatury, tylko zacząć żyć ze sobą w zgodzie. Tak po prostu. Chyba warto.
Czego Wam i sobie życzę.