Niech Was nie zwiedzie trochę przewrotny tytuł tego artykułu – nie będzie on o tym, kiedy można założyć sukienkę bez pleców, a kiedy jeansy do marynarki, tylko o czymś więcej.
O byciu smart.
Pomysł na jego napisanie wziął się z anegdoty, którą opowiedziała mi moja serdeczna koleżanka, a która przytrafiła się jej przy rekrutowaniu pracowników do kancelarii.
Jeden z kandydatów podczas rozmowy spytał się jej, jaki w kancelarii obowiązuje dress code i czy dopuszczalny jest smart casual.
Jej odpowiedź z kolei brzmiała: „Jak Pan będzie smart, to wystarczy casual”.
Po tym, jak uśmiałam się serdecznie (Ci co znają mój śmiech, wiedzą co mam na myśli), pojawiła się u mnie pewna refleksja.
Czy tylko szata zdobi człowieka? Bo że TAK, to z tym nie będę dyskutować. Czy jednak obok tej szaty powinno być coś więcej?
Świadomość stylu jest bezcenna. Ale czy nie powinna też przekładać się ona na styl naszego myślenia, mówienia i działania?
Tak często stykam się z ludźmi, którzy nie wiedzą, czego chcą. I z jednej strony staram się to zrozumieć, bo trudno czasem się określić, gdy ma się tyle opcji wokół. Nie powinno to usprawiedliwiać jednak braku pomysłu na siebie.
A ludzie tych pomysłów nie mają. Albo co gorsza ich pomysły przerażają. Przerażają i porażają. Brakiem spójności i głębszym zbadaniem tematu. Mętna wizja czegoś to nie jest pomysł.
Bycie smart dla mnie oznacza umiejętność z jednej strony podążania za swoim wewnętrznym głosem, który podpowiada, co chciałbyś w życiu robić, a z drugiej obserwowania rynku i panujących na nim trendów.
Powyższe dotyczy każdej branży. Każdej, bez wyjątku. Zarówno prawników, jak i projektantów, przedsiębiorców i stylistów. Nie ma wyjątków.
Wiem. Łatwo powiedzieć.
Wcale nie. Nic nie jest łatwe i nic łatwo nie przychodzi. Sama długo szukałam pomysłu na siebie i zastanawiałam się, co można byłoby robić, żeby z jednej strony lubić to co robię, a z drugiej mieć za co płacić rachunki. I chyba powoli, powoli zbliżam się do mojego pomysłu na siebie.
Moja refleksja po wszystkich moich przemyśleniach jest taka, że aby być casual, przez co rozumiem funkcjonowanie w sytuacji, która daje nam komfort działania i spełniania się (zarówno pod kątem stylu, jak i aktywności zawodowej), trzeba być przede wszystkim smart – czyli wiedzieć, czego się chce, jak chce się to osiągnąć i dlaczego.
W innym razie zostaje samo casual, bez smart. Ładne ubranie, opakowanie, mówienie i nic więcej.
Ja chyba już wiem, jak być smart casual w życiu, a Wam jeżeli jeszcze tego nie wiecie, życzę powodzenia w poszukiwaniach i trzymam kciuki za Wasz osobisty smart casual :).