Czyli słów kilka o tym, dlaczego zajęłam się prawem w modzie na poważnie.
Pamiętam dzień, w którym zostałam adwokatem. Fantastyczne uczucie. Uczucie radości i satysfakcji, że tyle lat nauki (prawie 9!) nie poszło na marne – bezcenne.
Wtedy też zaczęłam zadawać sobie pytania. Co dalej? Co będziesz robić? Jak pokierujesz swoją karierą? Co tak naprawdę Cię interesuje?
Ciężki temat.
Z jednej strony jako adwokat mogłam robić wszystko, tylko dlaczego w głowie ciągle kołatał mi slogan reklamowy „Jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego”?
I wtedy w ręce trafił mi materiał o Susan Scafidi, pionierce Fashion law na Świecie. Przy okazji fantastycznej kobiecie z charyzmą, determinacją i poczuciem humoru przy okazji.
Zaczęłam myśleć – dlaczego by nie zacząć patrzeć na prawo przez pryzmat branży, jaką jest moda? Moda rozumiana bardzo szeroko – mająca swój początek w pomyśle projektanta, koniec zaś w szafie konsumenta.
Dlaczego nie stworzyć kancelarii butikowej, która zajmować się będzie branżą mody od początku do samego końca? Od pomocy na starcie przy wyborze formy prowadzenia działalności, po bieżącą obsługę prawną, na sprawach sądowych i egzekucji kończąc?
Zaczęłam dokładnie 6 grudnia 2013 roku, kiedy to wystartowałam z blogiem Prawo w modzie, który prowadzę do dziś, a który wkrótce przerodzi się w coś większego.
Pomysł na Fashion law kiełkował, powoli rozwijał się, zmieniał i nabierał kształtów.
Niejeden raz chciałam się poddać, bo czułam się jak ten Syzyf, któremu przed szczytem głaz zwany sukcesem po prostu się wymykał.
Ludzie wokół mnie zmieniali się, odchodzili, zawodzili, rozczarowywali, ja jednak bardzo wierzyłam w ten „projekt mojego życia”.
Wierzyłam w jego powodzenie.
Wierzyłam, że branża, która rocznie generuje biliardy euro na całym Świecie powinna być traktowana poważnie i profesjonalnie, a tak będzie, kiedy zapewni się jej kompleksową obsługę prawną.
Ile razy słyszałam, że to co najmniej dziwny pomysł, żeby swoją działalność zawodową dedykować „ciuchom”.
Szczęśliwie trafiłam na właściwych ludzi – kreatywnych, z pasją i pomysłem. I wreszcie z taką samą energią, jak moja!
Ludźmi, z którymi w tej chwili tworzę IP Legal, a znacznie więcej projektów związanych z branżą mody i branżą kreatywną w ogóle jeszcze przed nami.
„Some guys have all the luck” – powiecie? ;).
Tak. Czuję się szczęściarą, bo robię to, co lubię.
Jeszcze bardziej czuję się szczęśliwa, że uwierzyłam, że Prawo mody ma w Polsce szansę na sukces. Że postanowiłam je rozwijać i promować. Że nie poddałam się, tak jak inni. Że spotkałam po drodze ludzi, którzy w ten pomysł wierzyli tak mocno, jak ja. Że powoli, ale konsekwentnie budujemy nasz wspólny sukces – Fashion law w Polsce.
Naprawdę są powody do radości! Trzymajcie kciuki!