Powroty bywają ciężkie.
Trudno wraca się z udanych wakacji, wspaniałej podróży, czy nawet miłego wyjazdu weekendowego.
Wraca się ciężko do pracy, zadań, obowiązków, codziennej rutyny.
Kwestię jak wracać tak, żeby chciało się wracać zostawię na kolejny wpis, bo dziś chciałam Wam napisać o czymś innym.
O tym, że czasem ciężko wraca się nawet do rzeczy, które się lubi. W moim przypadku do pisania na blogu.
Dlaczego tak się dzieje?
Sporo się nad tym zastanawiałam. Dlaczego nie chce się robić rzeczy, które nawet Ci wychodzą, sprawiają przyjemność i w sumie dają satysfakcję.
Czy to zwykłe lenistwo, codzienny brak czasu, czy może coś więcej?
Nie wiem, jak to jest w Twoim przypadku, że nie robisz czegoś mimo, że w sumie chcesz. W moim na fakt, że zrobiłam sobie przerwę w pisaniu wpłynęło kilka czynników.
Z pewnością czynnikiem takim nie był brak czasu. Czas znajdzie się zawsze-co prawda doba nie jest z gumy, ale moje wpisy zawsze powstają pod wpływem chwili, myśli, którą chcę się z Tobą podzielić i zajmują średnio od 15 minut do 1/2h. Wymówka w postaci braku czasu byłaby po prostu mało wiarygodna.
Co zatem?
Na pewno ilość spraw biznesowych, z którymi musiałam się zmierzyć i ich duży ciężar gatunkowy.
Na pewno refleksja, czy to jest komuś potrzebne. To, co piszę. Czy ktoś to w ogóle czyta. Czy coś wynosi dla siebie z mojego pisania. Z jednej strony co prawda piszę trochę dla siebie, bo w końcu lubię, z drugiej jednak fajnie wiedzieć, że to co piszę nie trafia w próżnię, tylko do kogoś.
Wreszcie to, że lubię dzielić się z ludźmi pozytywnymi myślami. Czasem co prawda i mnie zdarzy się ponarzekać, ale jest to stan u mnie raczej wyjątkowy. Wydaje mi się, że przykrych, smutnych i przygnębiających newsów jest wystarczająco dużo w mediach – ja nie muszę dokładać cegiełki do jeszcze większego zasmucania mojego odbiorcy.
Musiałam zatem „poczekać” na te pozytywy ;). No i opłaciło się. I przyszły ;). W postaci dobrych rozwiązań, mądrych ludzi obok mnie i bardzo pozytywnych sygnałów, że jednak ktoś czyta moje myśli nieuczesane :).
Tym samym wracam.
Porządkowanie spraw zawodowych jeszcze chwilę potrwa. Nowe wyzwania przede mną. Czy dam radę nie wiem, ale jak to mówił kot w butach w Shreku „Pierwsze koty za płoty” ;).
Droga koleżanko po fachu! „Zrobiłaś mi dzień” podchodząc do mnie na jednym z eventów ze słowami „Fajnie się ciebie czyta-dlaczego nie piszesz, wrócisz”?
Uprzejmie więc informuję, że poziom optymizmu wrócił już do normy, szykuję się do kolejnego podróży do moich ukochanych Włoch, działam, walczę, jako adwokat i bizneswoman i znów będę Wam o tym pisać ;).
Z góry dziękuję za czytanie!
Stay tunned!