W czasach nielimitowanego praktycznie Internetu, doby „copy paste”, czy jak kto woli „ctrl c i clrl v”, dostęp do wszelkich treści jest wręcz nieograniczony.
Czy to oznacza, że bez żadnych konsekwencji możemy „zaciągać” cudze treści i swobodnie je wykorzystywać?
Odpowiedź chyba jest jednoznaczna.
NIE.
W czasach, kiedy nieustannie inspirujemy się wszystkim i wszystkimi, a źródeł do inspiracji jest zyllion, nie zapominajmy, że inspiracją NIE JEST skorzystanie z cudzej twórczości w taki sposób, że nawet ślepiec spostrzegłby, że to nic innego jak zwykły plagiat.
Naprawdę warto być oryginalnym. Czy w otaczającej nasz rzeczywistości brakuje źródeł inspiracji? Czy każdy dzień nie dostarcza aż tylu bodźców, żeby stworzyć coś swojego, własnego, z naszym wyjątkowym DNA? Stylem? Jakością? A przede wszystkim uczciwie?
Podobno nie istnieje czarny PR, gdyż działania PR-owe to z założenia działania pozytywne.
Ale jak skomentować takie działania, że poczytny znany serwis żywcem kopiuje tematy z innego bardzo profesjonalnego serwisu, który ma niestety mniejszy zasięg? Albo że duża firma odzieżowa zawłaszcza sobie zdjęcia młodej blogerki?
Niedopatrzenie? Niefrasobliwość? Brak troski o wizerunek/renomę? Nieznajomość prawa?
Moi Mili – „Ignorantia iuris nocet” – czyli „Nieznajomość prawa szkodzi” – czy to się komuś podoba, czy nie.
Tylko i wyłącznie od twórcy zależy też, czy będzie chciał podjąć kroki prawne w stosunku do naruszyciela.
Nie chodzi jednak o to, żeby kogoś straszyć konsekwencjami prawnymi podejmowanych przez niego działań.
Chodzi o coś innego. O świadomość.
Świadomość tego, że tak nie można, nie warto, nie należy. Abstrahując od tego, czy to zgodne z prawem, czy nie. To jest po prostu słabe.
Moralnie. Wizerunkowo. Pod każdym względem.
A na czym powinno nam zależeć najbardziej w dzisiejszych czasach?
Autentyczność? Rzetelność? Wiarygodność? Profesjonalizm?
No właśnie.