Miałam okazję być ostatnio w bardzo oryginalnej restauracji – menu bomba! Jedna z moich ulubionych kuchni, więc już połowa sukcesu.
Wystrój OK, towarzystwo w ogóle super, więc czego chcieć więcej? No właśnie czego?
Jako że byłam tam po raz pierwszy tradycyjnie, jak w każdym przybytku gastronomicznym, spytałam Pana kelnera co by polecił. I tu pierwsze rozczarowanie – Pan niestety nie miał zbyt wiele do powiedzenia.
Druga akcja – posiłki,na które czekaliśmy wieki, na dodatek podane w odstępach 15-minutowych. Really?
I co ja mam teraz zrobić?
Czekać aż przyniosą jedzenie reszcie towarzystwa? (tak mama uczyła). Ale stygnie, poza tym jestem głodna-te i 1000000 innych dylematów
OK. Jakoś dałam radę.
Nie bez powodu do trzech razy sztuka.
Nazwa knajpy nie bardzo konweniowała mi z resztą, więc postanowiłam zaspokoić swoją ciekawość i zapytać, skąd wziął się na nią pomysł.
Liczyłam na jakąś zgrabną i ciekawą opowiastkę. No i niestety się przeliczyłam. Pan w tej kwestii też nie miał niestety nic do powiedzenia i nawet się nie wysilał, żeby to ukryć. I szkoda-pomyślałam.
Szkoda z kilku powodów.
Mogłam się czegoś nowego dowiedzieć, mogłam się pośmiać słysząc zabawną historyjkę, ale przede wszystkim szkoda – oceniając cały serwis – bo mogłam poczuć się wyjątkowo – tak jak powinien czuć się każdy klient, który przychodzi do dobrej restauracji, kawiarni,czy do adwokata – czyli wszędzie tam, gdzie się idzie po usługę.
To poczucie wyjątkowego traktowania sprawia, że chce się wracać.
Warto umieć budzić takie uczucia w kliencie.
Tym razem się nie udało. Może następnym razem?
Sorry-zapomniałam – nie będzie następnego razu.