Mój ostatni wpis pt. List otwarty do mężczyzn, odbił się szerokim echem w fejsbukosferze. Trochę mnie to zaskoczyło. Przyznaję.
Część z Panów poczuła się urażona z powodu czego mi przykro, albowiem tekst, pomimo, że totalnie subiektywny (ale o to przecież chodziło, prawda :)?), był trochę z przymrużeniem oka (kto to wychwycił-chwała mu za to!:))).
Zdecydowana większość podeszła na szczęście do tematu z humorem właśnie i o to chodziło-przy okazji dziękuję za lajki, udostępnienia i komentarze! :).
I w wyniku tych wszystkich wpisów i opisów naszła mnie taka refleksja „polistowa” i tu zwracam się tym razem do płci pięknej.
To jakie powinnyśmy być, żeby zainteresować na stałe tę „brzydką” płeć?
Miłe Panie! Moim skromnym, subiektywnym (tylko i aż:) zdaniem…zdecydowanie, zdecydowanie sobą.
Tą Magdą, Kasią, czy Moniką, za którą przepadają nasi przyjaciele i bliscy.
Nie warto zgrywać księżniczki (no chyba, że nią jesteś-wtedy sugeruję od czasu do czasu ściągnąć koronę-czasami bardzo to pomaga! :), robić z siebie Mistrzyni Runmageddonu, gdy boisz zabrudzić nawet czubka swoich szpilek w błocie i odwrotnie nie warto też robić z siebie sieroty, która nie potrafi zatankować, gdy jesteś np. kierowcą rajdowym.
Po prostu nie warto udawać kogoś kim nie jesteś, nawet w imię wzbudzenia zainteresowania u faceta z Twoich snów.
Dlaczego? Ano dlatego, że to wszystko prędzej, czy później wychodzi. Dlatego, że od początku budujesz (albo próbujesz) budować relację na kłamstwie, a te jak wiadomo ma baaardzo krótkie nogi, których nikt nie lubi.
Przede wszystkim natomiast, że zmuszasz się do bycia kimś kim nie jesteś i tym samym nie tylko oszukujesz swojego potencjalnego chłopaka/narzeczonego/męża (kolejność przypadkowa;), ale przede wszystkim siebie i to chyba jest największy i najbardziej męczący „challenge”.
Nie rób tego, bo to bez sensu.
Znając życie jesteś naprawdę fajną i niebrzydką babką z na pewno fajnym życiem, którym jesteś w stanie zainteresować niejednego absztyfikanta.
Uważasz swoje życie za nudne?
Nie? To będąc sobą masz okazję pokazać je innym.
Tak? To zrób coś z tym i to zmień-jesteś inteligentną osóbką, a wokół tyle się dzieje-po prostu zajmij się czymś, co Cię cieszy, na czym będziesz mogła skupić swój czas i myśli, a przy okazji (i tylko przy okazji) zainteresować jakiegoś potencjalnego adoratora ;).
Ciężko powiedzieć co mogłoby to być: kite, wake, rajdy samochodowe, bieganie, a może kino norweskie? Up to U! Naprawdę! Bylebyś to lubiła i naprawdę Cię to zakręciło. Wtedy tylko będzie szansa na „zakręcenie” innych ;).
A co w sytuacji, gdy potencjalny wybranek serca nie czuje tej samej mięty?
Jesteś mądra, wesoła, fajna i ładna? Masz pasję i radość życia? A on mimo wszystko nie jest zainteresowany i nie czuje w Twoim towarzystwie motyli/fajerwerków i Bóg wie jeszcze czego, co mógłby poczuć?
Po pierwsze. Mój Papa zawsze mi powtarzał, żeby nie bawić się fajerwerkami, bo mogę stracić rękę, oko i nie daj Boże głowę!
Po drugie. „Chemia nie teges” jak mówił Osiołek w Shreku…
Wtedy najmądrzejsze co możesz zrobić to po prostu zmienić obiekt zainteresowań, bez histerycznego żalu, rwania szat, włosów i innych.
Bo to po prostu nie TEN!!! Naprawdę.
Wiem. Łatwo powiedzieć, no ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz, to co poradzisz? Przecież nie zmusisz nikogo, żeby się zakochał?
Natomiast jak już się zakocha to z pewnością pierwsza się o tym dowiesz, a on żeby Ci o tym powiedzieć wydobędzie Cię nawet-jak to kiedyś opisowo i barwnie określiła jedna z moich serdecznych koleżanek-„z kamieniołomów widelcem” ;))).
Dokładnie tak.
Amen.