Oscar Wilde powiedział kiedyś, że dawanie rad to grzech, dawanie zaś dobrych rad to grzech śmiertelny.
Coś w tym jest. Nawet nie coś. Po prostu cała prawda.
Jako adwokat często muszę wchodzić, jak to się mówi, w czyjeś buty, żeby zastanowić się, co zawrzeć w umowie, czy jaką strategię na rozprawie przyjąć, żeby jak najlepiej zabezpieczyć interesy klienta.
Często też jestem proszona o radę. Za każdym razem sporo mnie to kosztuje. Z jednej strony powinno mi być łatwiej, bo mam inną optykę i nie targają mną te emocje, których doświadcza osoba pytająca.
Ale tak naprawdę to skąd mam wiedzieć, że dobrze (choć na pewno z serca) jej radzę? Przecież oceniam sytuację na podstawie skrawka przekazanych informacji i to jeszcze informacji subiektywnych.
Poza tym to nie ja będę ponosić konsekwencje podjętych decyzji.
Pomyśl o tym zanim następnym razem kategorycznie powiesz komuś „zrób tak i tak-dobrze Ci radzę”.
A kiedy nie znasz się na czymś zupełnie, po prostu daj spokój. Naprawdę nie musimy wszystkiego wiedzieć i na wszystkim się znać. Naprawdę.