Praca zdalna – niespełnione marzenie wielu osób na etacie, jak i pracujących B2B, siedzących w biurze długie godziny.
Czy to naprawdę takie spełnienie marzeń? Jak zwykle – to zależy.
Z jednej strony, nieskrępowane poczucie wolności i bycie Panią/Panem swojego czasu. Praca z każdego miejsca Świata, podróże, więcej czasu dla rodziny, nienormowany czas pracy i rozliczanie z efektów. Brzmi dobrze, prawda?
Z drugiej strony – konieczność wypracowania w sobie przeogromnej samodyscypliny, żeby wstać o ludzkiej porze, a nie jak Gary Cooper „w samo południe”, ogarnąć siebie i najczęściej też rodzinę, rozplanować dzień, zdążyć z dedlajnami i nie popłynąć na robieniu wszystkiego i niczego.
A jak to wygląda z mojej perspektywy?
Od czerwca 2020 roku, kiedy to założyłam z moim wspólnikiem Arkiem Creativa Legal, prowadzę kancelarię w 100% zdalnie, a cały mój zespół rozrzucony jest po Warszawie i okolicach, mój wspólnik kursuje głównie między Trójmiastem, a Warszawą, a ja mieszkam i pracuję na Mazurach. Czyli da się, ale nie ma że jest lekko.
Decyzja, że pracujemy zdalnie na początku zapadła trochę poza nami – przyszedł COVID-19 – czas totalnej izolacji i niestety/stety, jak się zaczyna budować kancelarię w covidzie, to przyjmuje się po prostu realia rynkowe i tyle.
Potem zdaliśmy sobie sprawę z możliwości, jakie praca zdalna za sobą niesie.
Otóż – nie trzeba stać w korkach i nie trzeba tracić na dojazdy czasu, który można poświęcić na pracę.
Dodatkowo, w naszym przypadku bardzo aktualny był ten mem – gdzie znudzona grupa ludzi siedzi w salce konferencyjnej, a nad nią w chmurce komentarz „kolejne spotkanie, które mogło być mailem”. Znasz to?
Dzięki Bogu, udało nam się ten problem rozwiązać.
Przy pracy zdalnej, nadal jeszcze w covidowej rzeczywistości praktycznie do ZERA zmniejszyliśmy bowiem spotkania, które po prostu nie miały sensu/celu/niczego za sobą nie niosły. Nasze spotkania przerzuciliśmy do „onlajnu” i wszyscy odetchnęli z ulgą. Mamy w chwili obecnej bardziej wartościowe i dopracowane (nie pobieżne) relacje z Klientami, paradoksalnie częściej z nimi i ze sobą rozmawiamy i łatwiej jest nam wyrobić się z pracą.
Oczywiście mam świadomość tego, że relacje bezpośrednie są bardzo ważne i nikt temu nie zaprzeczy, dlatego z reguły raz w miesiącu spotykamy się z całym zespołem na firmowym lunchu na pół dnia, żeby pobyć razem i uciąć sobie przysłowiowy small talk. Z Klientami również się spotykamy – choć przyznaję, że oni także zaczęli preferować spotkania przez Meets lub Teams.
Wiem, że praca zdalna nie jest dla każdego. Wiem, że również nie każda współpraca i specjalizacja nadaje się do pracy zdalnej (nasza kreatywna na szczęście tak i to bardzo).
Nie ukrywam też, że liczę się z tym, że jak się rozrośniemy ponad nasz kilkuosobowy zespół i covid przestanie wisieć nad nami i przerażać, to ludzie zechcą wrócić do innych ludzi i żyć bardziej socjalnie, również w pracy. Liczę się z tym i biorę to pod uwagę. Ale to jak zwykle pokaże czas.
Dla siebie nie widzę jednak możliwości powrotu do biura w klasycznym wydaniu. Nie lubię rutyny i codziennej pracy w tym samym miejscu od 9:00 – 18:00. Lubię za to mieć poczucie, że nic nie muszę, a wszystko mogę – wtedy zdecydowanie najlepiej mi się pracuje. Lubię myśleć kreatywnie, a do tego bardzo potrzebuję być i pracować w różnych miejscach i o różnych porach. I taka jest moja perspektywa.
Nie wiem, czy napisałam Ci o wszystkich blaskach i cieniach pracy zdalnej. Pewnie coś by się jeszcze znalazło. Na pewno napisałam Ci, jak to wyglada u mnie. A jak to wyglada z Twojej perspektywy? Chętnie posłucham o Twoich doświadczeniach.
Póki co pozdrawiam z Mazur!
Magda.